Budzisz się w nie
swoim łóżku. W nie swoim ubraniu, skarpetach i majtkach. Otwierasz powoli oczy
tak aby ostre światło wschodzącego słońca oślepiło cię. Przecierasz je
delikatnie i wyciągasz się jak mały, słodki kotek który niedawno się obudził.
Siadasz po turecku na łóżku z uśmiechem na ustach wspominając wczorajszą
niezapomnianą noc. Dotykasz swoich ust, przypominając smak tych słodkich i
malinowych warg które całowałaś wczoraj. Muskasz delikatnie różowiutkie malinki
na twojej szyi. Przekręcasz głowę na bok, widząc smacznie śpiącego mężczyznę
swojego życia, z którym spędziłaś wczoraj upojną noc pozbywając się dziewictwa.
Puszczasz wolno swoje długie włosy i położyłaś się obok niego. Złożyłaś mały
pocałunek na jego ustach i pogładziłaś jego policzek pokryty tygodniowym
czarnym zarostem.
- Czas wstawać
kochanie – przeczesałaś palcami jego bujne czarne długie włosy które
uwielbiasz. – Myszko jeszcze chwileczkę – mówi pieszczotliwie dotykając twojej
wolnej dłoni, muskając ją przy tym palcami. – Misiu, jest już 10 rano. Choć
zrobię Ci śniadanie – mówisz zachęcająco patrząc w jego czarne oczy – Ale potem
wspólny prysznic tak? – zamruczał seksownie muskając twoje usta swoimi. – No
dobrze. A teraz wstawaj – zaśmiałaś się po cichu i ściągnęłaś z niego kołdrę ukazując
jego w samych bokserkach z arbuzem. Wstając z łóżka ukazałaś mu swoją chudą
sylwetkę, którą zakrywała jego za duża na ciebie biała koszulka z której
prześwitywał twój czarna, koronkowa bardotka.
Z gwałtownym krzykiem Anabel wstała z łóżka analizując swój
sen. Czyżby ja to z nim zrobiłam? Kiedy? – pomyślała. Coś jej nie pasowało.
Otworzywszy szerzej oczy ze zdumienia zauważyła, ze nie jest w swoim pokoju.
Ba, nawet w nie swoim domu. Przestraszywszy się, wybiegła szybko na korytarz,
zabierając przy tym z krzesła swój czarny, długi kardigiam. Zatrzasnęła mocno i
gwałtownie drzwiami budząc pracownika ochrony. Anabel pobiegła do znanego jej
pomieszczenia w którym urzędował opiekun
w ośrodku leczącym uzależnienia. Mimo swojej chwilowej utraty pamięci szatynka przypomniała sobie gdzie jest. Była już w nim od roku. Pamiętała, jak ostro
prze balowała na jednej z imprez. Przypomniał się jej pewien chłopak. Zapewne
jej mężczyzna z którym była 3 lata, choć zmarł rok temu.
Pamięta ten dzień, jak
by był wczoraj.
Siedząc na parapecie przy otwartym oknie dziewczyna
oczekiwała przyjścia jej chłopaka Marka. Kochała go nad życie. Była wtedy zimna
jesień, na dodatek padał straszliwy deszcz poprzedniego dnia, więc ulice były
śliskie. Mark śpieszył się do swojej wybranki, z zamiarem powiedzenia jej
szczęśliwej wiadomości. O tym, że dostał dwu letnie stypendium w najlepszej
szkole tańca Dance Academy w Nowym Yorku. Przechodząc szybko przez jezdnię nie
zauważył pędzącego samochodu. Zaryzykował życie, po to aby powiedzieć jej dwa
nieznaczące słowa, jakim było „ Kocham Cię „. Dziewczyna, chciała iść na jego
pogrzeb, ale niestety ojciec Marka jednocześnie założycielem ośrodka nie
pozwolił jej iść. Dziewczyna również nie miała rodziców, choć była
niepełnoletnia. Miała jedynie 17 lat.
Jej opiekunowie zmarli dwa lata temu razem z jej babcią, w katastrofie
pociągowej. Anabel trafiła wtedy w ręce Antoniego – ojca Marka. On przejął nad
nią władzę rodzicielską.
- Mamo. Czemu nie ma
cię ze mną? Czemu mnie opuściłaś? Przecież mnie kochałaś. Mamo – jedna samotna
łza spłynęła jej po policzku. Dziewczyna poczuła obecność kogoś w pokoju.
Rozejrzawszy się po pokoju zauważyła przyglądającego się jej młodego chłopaka.
Młodzieniec wyglądał na około 20 lat, miał długie czarne włosy, ciemne jak
węgiel małe oczy, średniej wielkości nos oraz malinowe małe usta. Zmrużyła oczy
próbując przypomnieć sobie kto to jest. Był to syn wokalisty jej ulubionego zespoły
Mirade. Adam Koluny.
- Adam? – powiedziała po cichu, patrząc na chłopaka swoimi
dużymi czarnymi oczami.
- Tak Anabel. To ja. – podszedł do niej. Patrząc jej w oczy
uśmiechał się przepraszająco. – Przepraszam cię, że nie utrzymywałem z tobą
kontaktu, ale musiałem uporządkować swoje życie. Od Antoniego dowiedziałem się,
ze jesteś tu. Mała, przepraszam – podszedł do niej z zamiarem jej przytulenia,
ale dziewczyna go odepchnęła i zeskoczyła z parapetu na kafelki. – Sądzisz, ze
co przyjechałeś, przeprosiłeś i będzie tak jak dawniej? Ty nie wiesz jak ja się
czułam gdy odjechałeś bez pożegnania!. Przepłakałam przez ciebie wiele nocy,
choć miałam Marka. Właśnie. Miałam go, ale zmarł. Nie złożyłeś kondolencji, nic
nie powiedziałeś. Nawet nie przyjechałeś. Nic nie zrobiłeś abym poczuła się
lepiej. Ty pieprzony gnoju – podeszła do niego, bijąc go piąstkami po klatce
płacząc przy tym. – Anabel. Cii… Spokojnie. Już nigdy cię nie opuszczę –
chłopak przytulił ją do siebie mocno, głaszcząc ją po włosach. – Nie obiecuj
czegoś, czego nie możesz spełnić. – odrzekła dziewczyna patrząc mu głęboko w
oczy.
Witajcie. Oto pierwszy rozdział. Pisałam go kilka dni. Liczę na szczere komentarze. Możecie napisać nad czym muszę jeszcze popracować, co zmienić itp.
No to do następnego.