poniedziałek, 7 maja 2012

Nie obiecuj czegoś, czego nie możesz spełnić. 1.





                           Budzisz się w nie swoim łóżku. W nie swoim ubraniu, skarpetach i majtkach. Otwierasz powoli oczy tak aby ostre światło wschodzącego słońca  oślepiło cię. Przecierasz je delikatnie i wyciągasz się jak mały, słodki kotek który niedawno się obudził. Siadasz po turecku na łóżku z uśmiechem na ustach wspominając wczorajszą niezapomnianą noc. Dotykasz swoich ust, przypominając smak tych słodkich i malinowych warg które całowałaś wczoraj. Muskasz delikatnie różowiutkie malinki na twojej szyi. Przekręcasz głowę na bok, widząc smacznie śpiącego mężczyznę swojego życia, z którym spędziłaś wczoraj upojną noc pozbywając się dziewictwa. Puszczasz wolno swoje długie włosy i położyłaś się obok niego. Złożyłaś mały pocałunek na jego ustach i pogładziłaś jego policzek pokryty tygodniowym czarnym zarostem.
- Czas wstawać kochanie – przeczesałaś palcami jego bujne czarne długie włosy które uwielbiasz. – Myszko jeszcze chwileczkę – mówi pieszczotliwie dotykając twojej wolnej dłoni, muskając ją przy tym palcami. – Misiu, jest już 10 rano. Choć zrobię Ci śniadanie – mówisz zachęcająco patrząc w jego czarne oczy – Ale potem wspólny prysznic tak? – zamruczał seksownie muskając twoje usta swoimi. – No dobrze. A teraz wstawaj – zaśmiałaś się po cichu i ściągnęłaś z niego kołdrę ukazując jego w samych bokserkach z arbuzem. Wstając z łóżka ukazałaś mu swoją chudą sylwetkę, którą zakrywała jego za duża na ciebie biała koszulka z której prześwitywał twój czarna, koronkowa bardotka.
    
                           Z gwałtownym krzykiem Anabel wstała z łóżka analizując swój sen. Czyżby ja to z nim zrobiłam? Kiedy? – pomyślała. Coś jej nie pasowało. Otworzywszy szerzej oczy ze zdumienia zauważyła, ze nie jest w swoim pokoju. Ba, nawet w nie swoim domu. Przestraszywszy się, wybiegła szybko na korytarz, zabierając przy tym z krzesła swój czarny, długi kardigiam. Zatrzasnęła mocno i gwałtownie drzwiami budząc pracownika ochrony. Anabel pobiegła do znanego jej pomieszczenia w którym urzędował  opiekun w ośrodku leczącym uzależnienia. Mimo swojej chwilowej utraty pamięci szatynka przypomniała sobie gdzie jest. Była już w nim od roku. Pamiętała, jak ostro prze balowała na jednej z imprez. Przypomniał się jej pewien chłopak. Zapewne jej mężczyzna z którym była 3 lata, choć zmarł rok temu.
 Pamięta ten dzień, jak by był wczoraj.

Siedząc na parapecie przy otwartym oknie dziewczyna oczekiwała przyjścia jej chłopaka Marka. Kochała go nad życie. Była wtedy zimna jesień, na dodatek padał straszliwy deszcz poprzedniego dnia, więc ulice były śliskie. Mark śpieszył się do swojej wybranki, z zamiarem powiedzenia jej szczęśliwej wiadomości. O tym, że dostał dwu letnie stypendium w najlepszej szkole tańca Dance Academy w Nowym Yorku. Przechodząc szybko przez jezdnię nie zauważył pędzącego samochodu. Zaryzykował życie, po to aby powiedzieć jej dwa nieznaczące słowa, jakim było „ Kocham Cię „. Dziewczyna, chciała iść na jego pogrzeb, ale niestety ojciec Marka jednocześnie założycielem ośrodka nie pozwolił jej iść. Dziewczyna również nie miała rodziców, choć była niepełnoletnia. Miała jedynie 17 lat.  Jej opiekunowie zmarli dwa lata temu razem z jej babcią, w katastrofie pociągowej. Anabel trafiła wtedy w ręce Antoniego – ojca Marka. On przejął nad nią władzę rodzicielską.

 - Mamo. Czemu nie ma cię ze mną? Czemu mnie opuściłaś? Przecież mnie kochałaś. Mamo – jedna samotna łza spłynęła jej po policzku. Dziewczyna poczuła obecność kogoś w pokoju. Rozejrzawszy się po pokoju zauważyła przyglądającego się jej młodego chłopaka. Młodzieniec wyglądał na około 20 lat, miał długie czarne włosy, ciemne jak węgiel małe oczy, średniej wielkości nos oraz malinowe małe usta. Zmrużyła oczy próbując przypomnieć sobie kto to jest.  Był to syn wokalisty jej ulubionego zespoły Mirade. Adam Koluny.
- Adam? – powiedziała po cichu, patrząc na chłopaka swoimi dużymi czarnymi oczami.
- Tak Anabel. To ja. – podszedł do niej. Patrząc jej w oczy uśmiechał się przepraszająco. – Przepraszam cię, że nie utrzymywałem z tobą kontaktu, ale musiałem uporządkować swoje życie. Od Antoniego dowiedziałem się, ze jesteś tu. Mała, przepraszam – podszedł do niej z zamiarem jej przytulenia, ale dziewczyna go odepchnęła i zeskoczyła z parapetu na kafelki. – Sądzisz, ze co przyjechałeś, przeprosiłeś i będzie tak jak dawniej? Ty nie wiesz jak ja się czułam gdy odjechałeś bez pożegnania!. Przepłakałam przez ciebie wiele nocy, choć miałam Marka. Właśnie. Miałam go, ale zmarł. Nie złożyłeś kondolencji, nic nie powiedziałeś. Nawet nie przyjechałeś. Nic nie zrobiłeś abym poczuła się lepiej. Ty pieprzony gnoju – podeszła do niego, bijąc go piąstkami po klatce płacząc przy tym. – Anabel. Cii… Spokojnie. Już nigdy cię nie opuszczę – chłopak przytulił ją do siebie mocno, głaszcząc ją po włosach. – Nie obiecuj czegoś, czego nie możesz spełnić. – odrzekła dziewczyna patrząc mu głęboko w oczy.


Witajcie. Oto pierwszy rozdział. Pisałam go kilka dni. Liczę na szczere komentarze. Możecie napisać nad czym muszę jeszcze popracować, co zmienić itp.
No to do następnego. 

czwartek, 3 maja 2012

Prolog.


Neonowe światła oświetlają jej białą twarz. Schylona do stolika wciąga swoje ukojenie, dla pięciodniowego głodu. Spod krótkiej małej czarnej wystają podarte już czarne pończochy zakończone małymi odwróconymi krzyżykami, a jej czarne długie i proste włosy opadają swobodnie wzdłuż jej pleców. Nie ma już nic. Została ona i koka. To co kocha najbardziej i swojego goryla, jej silnego i wysokiego bruneta który zakochany jest w niej do szaleństwa.
Zauważywszy go, podeszła do niego na odlocie, oplotła swoje kruche i drobne dłonie wokół jego bioder i otarła się o niego jak kotka. Nie zrozumiale powiedziawszy kilka słów do jego ucha chłopak chwycił ją mocno w pasie i wyprowadził ją z klubu. Włożywszy ją do tylnych siedzeń w jego Bmw, odpalił swój silnik i zawiózł do kliniki odwykowej za miastem. Dziewczyna śpiąc nie wiedziała co się z nią dzieje. Nie była świadoma tego co on robi. Tego co wydawało mu się słuszne dla jej zdrowia. Nie mógł patrzeć na to jak ona się zatacza. Co dzień impreza, działki i alkohol. Po prostu martwił się o nią. Zatrzymawszy się na parkingu od klinki prowadzonej przez jego ojca, uderzył z ogromną siłą i kierownicę. Westchnąwszy i przekląwszy kilka razy wysiadł z auta, wziął ją na ręce i zaprowadził do drzwi do klinki.
- To już czas. Jutro z samego rana przyjadę podpisać papiery dotyczące jej pobytu tutaj. Mam nadzieję, ze wyjdzie z tego – położywszy ją na szpitalnym łóżku w najlepszej sali, pocałował ją w czoło i wyszedł z sali przekonawszy, że wyjdzie z tego.
- Czas na nowe życie moja Anabel - 

Witam ;d. Jest to prolog do opowiadania.
Nie mam pojęcia kiedy będzie pierwszy rozdział, ale jutro pojawią się bohaterzy ;d.